Wpadłam w kółko obżarstwa i rzygania. Znowu. W piątek strasznie chciałam zacząć jeść normalne, jakieś zmęczenie tym wszystkim.
Automatyczny kalkulator kalorii w głowię męczy.
Wieczne wyrzuty sumienia, które mam nawet na głodówce.
W piątek szło ładnie. Jadłam wtedy, kiedy byłam głodna. Bilans dla wszystkich Was słaby, ale dla mnie najważniejsze było to, że się nie obżerałam. Wczoraj do południa podobnie, duma.
A potem poszło.
Po wymiotowaniu na wadze 74,4. Dzisiaj po tym samym 46,9. Mam obsesję z tą wagą.
Koniec! Teraz już naprawdę nie będę na nią wchodzić do ferii.
Mój brat jest chory, więc w domu ciągle ktoś będzie, nie ma opcji więc, żeby robić gło. W takim razie przechodzę na system jednoposiłkowy, jeśli komuś się uda we mnie wmusić obiad. Jebać 500 kcal, przez trzy dni robiłam i tak 200.
Gorzej, że brakuje mi motywacji do niejedzenia. I że jak już zjem, to nie mogę przeżyć tego uczucia jedzenia we mnie.
I kupuję apselan, trudno.
Współczuję, ja też przez długi czas wpadałam w te napady.. i później oczywiście poczucie winy.. No, a z głodówką najtrudniej przeżyć pierwszy dzień bo później idzie już z górki.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ;**
Zapraszam do umieszczenia swojego bloga w Spisie Blogujących Motylków. Możesz tam znaleźć blogi innych Motylków i umożliwić im łatwiejsze znalezienie swojego. Przeczytaj regulamin i weź udział! :D
OdpowiedzUsuńhttp://spismotylkow.blogspot.com/